I od razu nam się spodobało! Świeciło słońce, zewsząd słychać było włoski, pachniała kawa, krzyczały mewy, architektura była inna
Zatrzymaliśmy się na kawę przy placu, gdzie tańczyła baletnica - tańczyła długo i miała aż 4 kreacje, była nawet czarnym łabędziem oraz tancerką flamenco. Tu klasyka:
Po Trieście prawie w ogóle nie chodziliśmy, od razu udaliśmy się nad morze i tam spędziliśmy dzień cały, tyle, że w różnych miejscach. Część przy porcie
część na molo
A część na kamienistej plaży. Triest to miasto portowe, więc piaszczystych plaż nie ma, wszystko jest w kamieniu, kąpać się raczej nie ma gdzie, do morza można zejść co najwyżej po schodkach. Nam to w ogóle jednak nie przeszkadzało. Grzaliśmy się na kamieniach jak jaszczurki, zjedliśmy obiad (bagietki, hummus, oliwki i wino)
a ja nawet zaliczyłam około 30-sekundową kąpiel (woda miała 17 stopni). Bardzo nam się podobało w Trieście, odpoczęliśmy jak na prawdziwych wakacjach! Nic więcej o mieście powiedzieć nie możemy, bo cały dzień gapiliśmy się w morze, ale choćby po to i dla włoskiej atmosfery pojechać warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz