3/14/2018

jak to jest z tymi obcokrajowcami?

Kiedy jestem w Poznaniu, mam zwyczaj siadywać na ławce na deptaku, pić kawę i gapić się na ludzi. Może to jest zwyczajne marnowanie czasu, ale kulturoznawca zawsze może sobie powiedzieć, że jest flanerem, włóczęgą krytycznie kontemplującym miejskie życie. Bywam więc flanerem i obserwuję ludzi - jak się zachowują, jak są ubrani, w jakim są nastroju, czy się spieszą. Zastanawiam się, dokąd mogą iść, gdzie pracują, gdzie mieszkają, czy dobrze im się żyje w mieście. I zdarza się, że gdy tak siedzę, ktoś do mnie podchodzi, zagaduje. Często są to jakieś niebieskie ptaki, potrzebujące rozowy i/albo monet na jedzenie czy wino, ale zdarzają się też obcokrajowcy. Zagadują, bo chcą po prostu pogawędzić z Polakami, a ja to zawsze bardzo chętnie robię, bo ciekawa jestem, po co przyjechali, na jak długo, czy im się Polska i Poznań podoba, co o nas sądzą. Zawsze mają pozytywne wrażenia, lubią Polskę i Polaków, mówią, że jesteśmy sympatyczni, pomocni, a ja często mam wrażenie, że mówią o kimś innym. Nie znają nas smutnych, marudzących i zakompleksionych, jakimi my sami siebie znamy. W ich oczach jesteśmy fajni (mam ogromną nadzieję, że w ostatnim czasie nie zmieniło się to drastycznie), w swoich własnych - różnie to bywa.

Chorwaci są sympatyczni, pomocni, nie marudzą. Każdy tutaj, kogo proszę o pomoc, ze szczerą chęcią mi jej udziela. Jadranka, właścicielka mojego obecnego domu, jest przesympatyczna, obie z matką są serdeczne i bardzo gościnne. Pierwszy raz na posterunek starowinka poszła ze mną, sterczała tam godzinę, w ogóle jej to nie przeszkadzało, a po wszystkim zaprosiła nas na czaj. Siedzieliśmy: ona, Jadranka, Macy, ja i mój luby, a one nawijały do nas po chorwacku bez przerwy, zupełnie się nie przejmując, że nic im nie umiemy odpowiedzieć.
- Możemy mówić po chorwacku, nie ma problemu, wszystko rozumiemy - zażartował mój luby.
- O, rozumie! - ucieszyły się obie.
- Zobacz, skumały dowcip.
- Nie sądzę. To co powiedziałeś, po polsku i po chorwacku brzmi podobnie. One naprawdę myślą, że rozumiemy.
I tak siedzieliśmy, wyłapując tylko pojedyncze słowa, a i tak to była jedna z najmilszych herbat, na jakich w życiu byliśmy. Jadranka i jej matka pożegnały nas ciepło, podały nam kurtki, łapały nas za ręce.

Zastanawiam się wobec tego, czy to aby nie jest tak, że gdy jesteś w obcym kraju, ludzie są dla ciebie mili*. Odpowiadają ci na pytania, wskazują drogę, zapraszają na herbatę, bo w sumie dlaczego mieliby tego nie zrobić. Ty przecież grzecznie prosisz i otwierasz się na nich, bo wiesz, że jesteś od nich zależny, a i chcesz swoją nację godnie reprezentować, a oni chcą dobrze wypaść, a i ciekawi są innych, więc są mili. Nie wiem, czy Chorwaci są tak fajni dla siebie nawzajem, wiem natomiast, że Polacy nie zawsze. Więc może to jest tak, że w każdym kraju mieszkańcy są mili i serdeczni dla przyjezdnych. Może to wynika z jakiejś elementarnej empatii, kiedy wiesz, że ktoś nie jest u siebie i może czuć się zagubiony i potrzebować pomocy w czytaniu najprostszych znaków. Hipoteza do sprawdzenia - trzeba by było po powrocie do Polski udawać obcokrajowca.

*O ile oczywiście jesteś w tej uprzywilejowanej pozycji, że twój pobyt jest z polecenia, zinstytucjonalizowany albo jesteś turystą. Trochę gorzej, jeśli masz inny kolor skóry, wierzysz w innego boga i nie do końca wiadomo, skąd się wziąłeś, po co i  na jak długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz