3/13/2018

szok kulturowy

Do Osijek dotarłam 25 lutego, pod wieczór. Na dworcu autobusowym czekał na mnie mój buddy. Tu spieszę z wyjaśnieniem, że istnieje taka organizacja jak ESN, zrzeszająca wolontariuszy, którzy chcą pomagać studentom na wymianie, organizować im rozrywki i wdrażać ich w podstawy codziennego funkcjonowania w nowym miejscu. Mój ziomek jest rok starszy ode mnie i studia ma już dawno za sobą, teraz pracuje i właściwie nie ma czasu na asystowanie mi, więc poza doprowadzeniem mnie do mojego miejsca zamieszkania i jeszcze jednym spotkaniem, nie widzieliśmy się. Ale parę słów o nim jeszcze się pojawi. Wracając do pierwszej niedzieli tu - ziomek zaprowadził nas na tramwaj, a szliśmy długo, pustymi ulicami. Zaczynałam nabierać podejrzeń, że wybrałam straszną dziurę. W końcu wsiedliśmy do tramwaju, a w nim jakaś dziewczyna miała atak, cała się trzęsła i coś wdychała. Wysiadły z koleżanką przy szpitalu. Teraz byłam już pewna, że chcę wracać do domu, a w przekonaniu tym utwierdziła mnie droga do nowego domostwa - długa (jak mi się wydawało) i przez tereny przypominające poznańskie Świerczewo (małe, nadpsute chateńki, kominy nieczynnych fabryk, walące się płoty). Jak się potem okazało, dzielnia zwie się Zeleno Polje, ale w niczym zielonych pól nie przypomina... Dotarliśmy na miejsce, drzwi otworzyła moja nowa współlokatorka, Macy. Dom okazał się duży, z "salonem", kuchnią i 3 pokojami - jednym na dole, dwoma na górze. Wybrałam ten na dole, a wyglądał on początkowo tak:

Później usiedliśmy wszyscy przy piwie, żeby trochę pogadać i tu pojawiły się kolejne trudności - językowe. Otóż okazuje się, że w Osijek wszyscy nieźle mówią po angielsku, Macy mówi excellent, a ja mówię na poziomie B1. W czasach licealnych byłam zaawansowana, ale potem na studiach był absurdalny problem z lektoratem, na własną rękę niewiele w tym kierunku zrobiłam i wszystko ze łba tym sposobem wyleciało.
Pierwszą więc nockę spędziłam w stanie totalnego załamania z powodów następujących:
1. mieszkam w dziurze
2. w dodatku w najgorszej dzielnicy tej dziury
3. w domu urządzonym w stylu późny PRL, pełnym dewocjonaliów
4. moja współlokatorka jest z innego świata
5. prawdopodobnie mówię po angielsku najgorzej w całej Chorwacji
Zeleno Polje, śnieżyca i dom, jakich większość tu
Byłam pewna, że chcę się wynieść, wrócić do domu albo chociaż do Zagrzebia, a w najgorszym już razie, zmienić przynajmniej mieszkanie. Niestety, następnego dnia poznałam właścicielkę i jej matkę - obie radosne, serdeczne, uśmiechnięte i pełne dobrych chęci, żeby wszystkich jak najlepiej ugościć. Ach, a przy tym okazało się, że jednak one mówią po angielsku gorzej niż ja, bo nie znają ani słowa (na szczęście Macy zna chorwacki, więc była tłumaczem). Mogłam tylko kiwać głową, uśmiechać się i już wiedziałam, że klamka zapadła - będę musiała zostać w tym mieszkaniu do końca, one są zbyt kochane, nie mogę złamać im serca. Pozostało mi poddać się losowi, zrobić małe przemeblowanie (pościele pochowane do kolorowych, jak się okazało, tapczanów, lampki, świeczki, kwiatki, kolorowe chusty i zasłony, zdjęcia na szafkach) i zacząć się zaaklimatyzowywać, co łatwe wcale nie było, ponieważ...
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz