3/20/2018

welcome week - tydzień drugi

1. wizyta w tutejszym schronisku
Moja ulubiona inicjatywa. Pojechaliśmy do schroniska taksówkami, bo to kawałek za Osijek. Ekipa nas oprowadziła i opowiedziała kilka ciekawych rzeczy. Schronisko istnieje tu od niedawna i początkowo był to tylko kawałek pola otoczony płotem. Z biegiem czasu i ku uprzejmości darczyńców, głównie jakiegoś Francuza, mogli postawić boksy i zadbać o udogodnienia dla psów (jest ich prawie 200) i dla siebie. Aktywnie prowadzą stronę na fejsbuku, pojawiają się też w centrum miasta, żeby promować adopcję zwierząt i... weganizm. Okazało się bowiem, że cała załoga schroniska to weganie, co ucieszyło mnie niezmiernie. Na drzwiach schroniska znalazłam też znajome naklejki - o prawach zwierząt, uchodźców i mniejszości seksualnych. Prawie jak w Poznaniu wśród naszych anarcho-wegan. Finalnie każdy z nas dostał jednego psa na smyczy i poszliśmy z nimi na dłuuuugi spacer. Psy miały ogromną frajdę, my też. Na pewno tam wrócę.


2. speed dating
Świetny pomysł, żeby się poznać , tylko w praktyce trochę nie wyszło, bo w kawiarni miejsca mało i finalnie siedzieliśmy przy stolikach, których przez cały wieczór już nie zmieniliśmy - ja z moją Finką plus do tego jakiś Włoch i Holenderka, z którą mam zajęcia. Więc w sumie już się znamy. Pogadaliśmy o holenderskiej polityce narkotykowej i ja i Alli (Finka) zmyłyśmy się do domu.
Zawsze wychodzimy pierwsze, bo jesteśmy najstarsze i nie chce nam się imprezować. Tzn. ja jestem najstarsza, a ona w pewien sposób nawet mnie wyprzedza - ma męża i 6-letniego syna. Więc również inne priorytety. Macy się z nami zanudzi ;)
3. movie night
Nie wiem, jak było, bo leżałam chora w łóżku. Ale ludzie ponoć poszli na "Tomb Rider" :)
4. Hulk's day
Czyli inaczej dzień świętego Patryka. Byliśmy z tej okazji w St. Patrick's Pub, piliśmy zielone piwo, na żywo grała jakaś kapela (muzykę z USA, nie z Irlandii) i było bardzo tłoczno, gwarno i wesoło. To był jednak dzień, w którym uświadomiliśmy sobie, że istnieją dwie grupy tutejszych erasmusów. Normalka - wszędzie i zawsze tworzą się grupy, a nawet grupki. Więc część osób spędziła wieczór u kogoś w mieszkaniu, a potem w tym okropnym klubie Tufna, a część poszła do innego miejsca, gdzie była irlandzka muzyka i nawet ludzie trochę tańczyli, potem do tego okropnego klubu Tufna, dać mu drugą (i ostatnią) szansę, a potem do domu. Całkiem w porządku, jak na taki pokawałkowany wieczór w pokawałkowanym gronie.

I to koniec naszego welcome weeku, choć podejrzewam, że ESN szykuje masę innych atrakcji i "atrakcji"... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz