3/19/2018

welcome week - tydzień pierwszy

Wspominałam już wcześniej o ESN - organizacji, która zajmuje się studentami na wymianie. Niektórzy ich lubią, inni podśmiechują się, że to sekta, ja jeszcze zdania nie mam. Ale nasz ESN Osijek zorganizował nam welcome week, który finalnie trwał 2 tygodnie. Zaczęliśmy, gdy tylko wszyscy już zjechali do miasta. Mieliśmy takie oto atrakcje:
1. pierwsze spotkanie
ESN w Osijeku ma całkiem fajne, kolorowe biuro, w którym po raz pierwszy wszyscy się spotkaliśmy. No, nie wszyscy - przyszła połowa studentów. Druga połowa skutecznie się izoluje i ponoć są gdzieś w mieście, ale gdzie i co robią...? Dostaliśmy niepraktyczne upominki i praktyczne karty ESN, dzięki czemu mamy zniżki na różne rzeczy. ESN nam opowiedziało o sobie, my o sobie nie opowiedzieliśmy. Poszliśmy do pubu trochę się poznać. Polubiłam Słowaczkę, tę samą, której tłumaczyłam, dlaczego nie jem mięsa, Włocha, który był w Polsce i wzięło go na poważne tematy - Oświęcim, gdzie był i płakał. Reszty jakoś nie pamiętam, ale jedno jest pewne - jestem najstarsza ze wszystkich. I chyba tylko mi nie chodzi o to, żeby stale tu imprezować. I kiedy mówię, że miasto mi się podoba, bo architektura, kawiarnie i historia - patrzą na mnie dziwnie. Mamy inne priorytety, ale zdecydowałam się na te wydarzenia wszystkie chodzić, żeby jednak tych młodziaków poznać trochę i po angielsku pogadać...
2. photo hunt
Chodziło o robienie zdjęć. Pogoda była pod psem, ESN podzielił nas na drużyny, rozdał nam mapki i zdjęcia obiektów, które mieliśmy znaleźć i sfotografować. Pierwsza drużyna wygrywała. Moja drużyna była polsko-hiszpańsko-nigeryjska. I przegrała. Po wszystkim kawa i do domu.
3. welcome day
Powitanie na uniwersytecie. Znów niepraktyczne gifty, formalności, informacje (dowiedzieliśmy się na przykład, że kiedy wyjeżdżamy stąd na dłużej niż 3 dni, musimy powiadomić uczelnię, a uczelnia powiadamia policję). Studenci tutejszej ASP przygotowali nam powitalny występ, a studencka restauracja przywiozła lunch. Znalazłam dla siebie makaron z warzywami, więc byłam zadowolona.
4. pub crawl
Czyli turnee po pubach. Byliśmy w 5 różnych knajpach, w każdej około godzinę. Dostawaliśmy piwo albo rakiję (owocowa była pyszna, ziołowa wstrętna!), siedzieliśmy, gadaliśmy, trochę tańczyliśmy. We wszystkich tych miejscach muzyka była głośna i odbiegająca od moich gustów, bo głównie dance itd, ale w jednym klubie grali też lata 80., więc tam było nieźle. Na końcu ludzie chcieli iść do klubu o nazwie Tufna, więc polazłam zobaczyć, co to za sławny przybytek. Tufna ma 3 sale, 2 piętra i nieprawdopodobny tłok. Właściwie nie da się tam ruszyć, a co dopiero tańczyć, ale z jakiegoś powodu właśnie to miejsce sobie erasmusy upodobały. Wyszłam stamtąd po kwadransie, ale ostatecznie był to całkiem miły wieczór, nawet mimo różnic muzycznych i wiekowych ;)
5. Budapeszt
ESN zorganizował nam jednodniowy wypad do Budapesztu. Ruszaliśmy o 5 rano, przed 10 byliśmy na miejscu, na granicy strażnicy nawijali do mnie po polsku (Polak i Węgier dwa bratanki...). Budapeszt zachwycający, budynki dech zapierają, atmosfera miasta świetna, spędziliśmy tam naprawdę miły dzień. Zdjęć wrzucam niewiele i nie są to zabytki, ponieważ nie wiem, jakie zabytki widziałam. Tu kolejna śmiesznostka - mieliśmy przewodnika, Chorwata. I mówił on tylko po chorwacku. Tak się akurat złożyło, że była to wycieczka łączona - ludzie z Osijek plus studenci erasmusa. Ale jechała nas tylko garstka i poza mną i moją fińską współlokatorką wszyscy byli z krajów byłej Jugosławii, więc rozumieli. Tylko my dwie nie miałyśmy pojęcia, co się właściwie dzieje, co było absurdalne i bardzo zabawne. Więc więcej i poważniej o Budapeszcie innym razem, póki co tylko tyle:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz