5/31/2018

portret: Alli - dziewczyna, która zna zapach tęczy ;)

Od dwóch dni mieszkam sama w wielkim domu. Mam dla siebie 2 łazienki, 3 pokoje, kuchnię, jadalnię i cały ogród. Moja współlokatorka, Alli, wyjechała. Odprowadziłam ją na dworzec, uroniłyśmy nawet kilka łez i wróciłam do mojego domu, całego dla mnie. Pusto tu bez niej i cały czas mam wrażenie, że niedługo przyjdzie, bo tylko gdzieś wyszła. Albo nie ma jej w mieście, bo jest na jakiejś wycieczce i za parę dni wróci. Ale tu już się nie zobaczymy. Trudno się odzwyczaić - mieszkałyśmy razem pełne 3 miesiące i nie tylko mieszkałyśmy, ale robiłyśmy wspólnie mnóstwo rzeczy, nie żyłyśmy obok siebie, ale w całkiem dobrej komitywie. Alli jest oczywiście zupełnie inna niż ja i nie mogę powiedzieć, że to moja bratnia dusza, ale polubiłam ją ogromnie i uważam, że jest świetną osobą. Więc zasługuje na parę wspomnień.
Alli ma 24 lata i pochodzi z Finlandii. Studiuje pielęgniarstwo i położnictwo, więc tu przyjechała nie tyle na studia, ile na praktyki, do tutejszego szpitala. Na początku była przerażona - nie dość, że standardy w Osijek dość mocno odbiegają od tych z Finlandii (jest jak u mnie, tylko 50 lat temu!), to jeszcze mało kto mówi tam po angielsku. Z czasem jednak się zaklimatyzowała i znalazła sporo plusów, a w swoje zadania wkładała 100% siebie - bo ona taka zresztą jest w każdej sferze. Jest z Finlandii, a ludzie stamtąd - jak sama Alli uważa - są bardzo poukładani, obowiązkowi, punktualni, odpowiedzialni, starają się być ze wszystkim fair, czasem aż za bardzo.
Na samym początku pobytu tutaj była nieco w cieniu, na wszelkich eventach zwykle się pojawiała, ale była pierwszą, która wychodziła (na 7 rano do pracy!). Z biegiem czasu zyskała trochę chorwackiego luzu, a sama Chorwacja bardzo jej się podobała, włącznie z naszym niewielkim miasteczkiem. Dla niej to zupełnie inne otoczenie, kultura, język, przyroda. No i właśnie - przez ostatni miesiąc umierała z gorąca - już kwiecień był dla niej środkiem lata, a ostatnie dni pociła się jak w piekle. Poza tym, że była tu jedyną osobą z dalekiej północy, ma coś jeszcze, czego nie mają inni studenci - męża i dziecko. Ze swoim facetem pobrali się w zeszłym roku, a razem są od lat 6. Tyle też lat ma ich synek. Reakcje na to były tu najróżniejsze - najczęściej neutralne, czasem jednak ludzie się oburzali, bo przecież jak mogła wyjechać na tak długo i zostawić facetowi dziecko! Ale sporo osób myślało też, że to fajnie i to także moje zdanie. To naprawdę super, że odważyła się wyjechać, że mają do siebie z mężem takie zaufanie (nie tylko w sensie wierności, ale odpowiedzialności za dziecko właśnie), że nie ograniczają siebie nawzajem. Alli tęskniła za nimi bardzo (na parę dni zresztą przyjechali), choć z drugiej strony cieszyła się, że ma trochę wolności, nie musi prać, planować posiłków, wstawać w weekendy o świcie, może gdzieś wyjść, może się napić. A lubi bardzo białe wino. Jednak 9 na 10 przypadków, kiedy je tu zamawiała, zawsze dostawała czerwone, taki śmieszny pech. Bardzo lubiłam z nią na wino wychodzić, lubiłam siedzieć z nią w ogrodzie i pracować, lubiłam nasz wypad do Budapesztu i do tutejszego rezerwatu, imprezy, nocne posiedzenia nad rzeką czy te zwykłe codzienne chwile, kiedy wracała ze szpitala, a ja akurat byłam w domu i opowiadałyśmy sobie o naszych dniach, co zwykle od błahostek prowadziło nas do poważnych rozmów o polityce, starości, sensie życia, ekologii itd. No i była moją pierwszą prawdziwą współlokatorką - a tego się na początku obawiałam. W swoim kraju nie wiadomo nigdy, na kogo się trafi, a co dopiero tutaj, kiedy w grę wchodzą różnice kulturowe, bariera językowa i świadomość, że trzeba będzie ze sobą wytrzymać, bo trudno tu w mieście o zmianę kwatery. Ale obyło się zupełnie bez problemów, sprzątałyśmy na zmianę, bez umawiania się, dzieliłyśmy się jedzeniem (ona lubiła moje wegańskie, a czasem coś specjalnie dla mnie weganizowała), zostawiałyśmy sobie miłe liściki, kiedy któraś z nas wyjeżdżała. Fajnie było! No i Alli (jak większość ludzi w Finlandii) bardzo dobrze mówi po angielsku, więc jej opowieści zawsze były barwne i często zabawne. Kiedyś zagadałyśmy się nawzajem mijając się na korytarzu, o jakąś pierdołę, a skończyło się ponad godzinną rozmową, kiedy ona, w piżamie już, siedziała na schodach, a ja kucałam oparta o drzwi, gdzie od neokolonializmu przeszłyśmy do tego, że znalazła tu w sklepie gumy do żucia o najróżniejszych smakach i zapachach (i z rozpędu zaczęła wymieniać): cytryn, malin, waty cukrowej, tęczy... Więc Alli to dziewczyna, która zawsze zamawiając białe wino, dostaje czerwone, i która zna zapach tęczy. I zostawiła mi na pamiątkę breloczek z Muminkami <3
Tu ona, na tle Drawy i flagi Osijek, w jej ostatni tu, upalny, pożegnalny dzień:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz