Urodzona w Belgradzie, skończyła tamtejszą Akademię Sztuk
Pięknych, później także Akademię w Zagrzebiu. Sama siebie nazywa
babcią performansu, choć jeśli można tak o niej myśleć, to na
pewno nie ze względu na kondycję fizyczną, ale raczej dlatego, że
była prekursorką performansu i body artu na Bałkanach.
Eksperymenty z własnym ciałem jako medium i tematem jednocześnie
zaczynała już jako studentka. I szybko przestała mieć
jakiekolwiek hamulce – strach, obrzydzenie i przede wszystkim ból
stały się nieodłącznymi elementami jej przedstawień. Marina
przez wiele godzin czesała swoje włosy, aż na jej głowie
utworzyła się wielka krwawiąca rana (Art Must Be Beautiful/Artist
Must Be Beautiful, 1975). Marina przez wiele godzin wystawiała się
na okrucieństwo publiczności, rozkładając na stole 72 obiekty
począwszy od róży, na pistolecie skończywszy i pozwalając się
niemal torturować (Rythm 0, 1973). Marina spotkała Ulaya,
niemieckiego artystę, z którym przez 12 lat żyła i tworzyła. Po
tak długim czasie niezwykłej współpracy i równie niezwykłej
relacji postanowili oboje przemierzyć Mur Chiński – on z zachodu,
ona ze wschodu (The Lovers/The Great Wall, 1988). Kiedy minęło 90
dni i spotkali się pośrodku muru, wspólnie podjęli decyzję o
rozstaniu.
Marina zrealizowała
dziesiątki innych projektów, udało jej się również zrealizować
performans w MoMA. Żyje, ma się dobrze, jest niezmiennie piękna,
nadal nie boi się bólu, a jej bałkańskie pochodzenie jest stale
obecne w jej twórczości. Doświadczenia XX wieku na Bałkanach to
jeden z najważniejszych tematów w jej twórczości.
Zainteresowanych odsyłam do wydanych niedawno wspomnień artystki
oraz do filmu „Marina Abramović: artystka obecna”.
Można się
zastanawiać, jaki jest sens w zadawaniu sobie bólu, komplikowaniu
życia tworząc historie z murem chińskim, zamiast po prostu
normalnie się rozstać, wystawianiu na próbę własnej i cudzej
cierpliwości siedząc godzinami bez ruchu i wpatrując się sobie w
oczy, narażaniu się na ból, cierpienie, a może i śmierć. „
(…) i jeśli ja jestem w stanie przejść przez to, co jest
metaforą tego, co spotyka nas w życiu, to i widz poczuje się
silniejszy. Temu samemu służą rytuały kultywowane jeszcze w
społeczeństwach pierwotnych. Zadaje się sobie ból, by się od
niego uwolnić”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz