6/13/2018

ostatki

Prawie koniec. Za tydzień będą tu już moi polscy przyjaciele, za 9 dni ruszamy dalej, żegnam Osijek. Nie są łatwe te dni ostatnie. Nie bardzo mogę skupić się na czymkolwiek poza myśleniem o tym, że to koniec, czuję, że siedzę już na walizkach. No i zdrowie szwankuje - w sobotę odwiedziła mnie nawet karetka. Hashimoto - nie polecam. Trudno cokolwiek z tym zrobić, kiedy nie można pójść do swojego lekarza i sprawdzić, co jest nie tak. Można tylko starać się dbać o siebie i próbować jakoś przetrwać. Więc próbuję, choć żałuję ogromnie, że te dni ostatnie tak słabo wyglądają. No i to nie jest szczególnie miłe uczucie być w obcym kraju, w wielkiej chałupie samej, kiedy nie wiadomo, co się dzieje z ciałem i co właściwie dalej z tym zrobić. Jakoś nieprzyjaźnie się zrobiło ostatnio. Pierdykła mi szybka w telefonie, komputer szwankuje, pralka też, zepsuł się blender i dzwonek w rowerze, ta karetka właśnie, a dodatkowo w ogrodzie mam z 20 żab. Lubię żaby, ale kiedy widzę je w takich ilościach nie czuję się fajnie. Takie to plagi. Czas wracać do domu. 
Oczywiście nie jest też tak kompletnie tragicznie jak brzmi. Ostatnie dni też miały swoje momenty. Dziś np. wreszcie byłam w stanie ruszyć się z domu i byliśmy z ekipą na basenie, kąpaliśmy się, jedliśmy czereśnie i zjeżdżaliśmy na zjeżdżalni wrzeszcząc jak małe dzieciaki.
W piątek, zanim zaniemogłam, wszyscy przyszli do mnie na wieczór filmowy. Jak łatwo można było przewidzieć - filmu obejrzeliśmy raptem kawałek (50 minut "Undergroundu" Kusturicy), reszta czasu upłynęła nam na jedzeniu ciasta oraz poważnych i niepoważnych rozmowach. A że rozszalała się burza i nie sposób było wyjść na dwór, cała kompania została u mnie. Pościeliłam im łóżeczka, dałam ręczniczki, a rano śniadanko. Marco ugotował nam prawdziwą włoską kawę i było naprawdę miło, jak w rodzinie. Kilka godzin później już zdychałam, ale nic to. Żyję. 
Co jeszcze? Skończyłam "Sześć stóp pod ziemią", które towarzyszyło mi przez całe 4 miesiące tutaj. Pusto teraz trochę, ale w zasadzie ulga - za ciężki był ten serial. Obejrzałam dwa filmy o drodze "Dzika droga" i "Droga życia". I chcę ruszyć w drogę. Byłam na polsko-włosko-macedońskim piwie w prawdziwie gorącą chorwacką noc. Dni także są gorące, ludzie kąpią się w Drawie. 
I ja tam byłam, zatrzymałam się na kwadrans i wylądowałam na zdjęciach, które dziś podesłał mi mój buddy, nabijając się, że jestem teraz gwiazdą Osijek:
Jutro natomiast przyjeżdża Magda z Belgradu, spędzimy razem trochę czasu. Później ostatnia sobota, więc pewnie ostatnie wyjście, jeśli będę na siłach. A potem już tylko sprzątanie, czekanie i pożegnania. I wycieczka naokoło do Polski, ale to już będzie coś zupełnie innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz