7/14/2018

koniec kroniki

Minęły 2 tygodnie, odkąd jestem w Polsce. Czas więc chyba już zamknąć całą tę bałkańską przygodę, dokonać symbolicznego rytuału przejścia, podsumować i zakorzenić się (lub nie?) ponownie tu, w Polsce, w Poznaniu. 
Cieszę się ogromnie, że wyjechałam. Żałuję, że tak późno. Cieszę się, że byłam w Chorwacji, na wschodzie, na Bałkanach, na zachód póki co nie chciałam. Bałkany kocham, a najbardziej chyba Bośnię i Sarajewo. W jakiś sposób to, że w tamtych stronach działy się tak potworne rzeczy i tak przemilczane, sprawia, że automatycznie jest mi bliżej do nich. Wolę kraje podbite niż podbijające. Czy jakoś tak. Dużo też się o tej wojnie dowiedziałam - i to nie tylko poznanie suchych faktów, ale osobistych historii. Zadziwiona więc jestem tym, że tam życie toczy się teraz jak gdyby nigdy nic, że tak się Bałkany rozwijają - choć oczywiście w porównaniu choćby do Polski, są jeszcze daleko, daleko. Ale też ludzie nie mają ambicji, żeby się z kimś ścigać. Tam, zwłaszcza na wschodzie Chorwacji, nikt się nie spieszy, nikt się nie stresuje, z wszystkim ne ma problema!, ludzie mają luz, piją kawę w tych swoich niezliczonych kawiarniach, są wolni od napięć, które my mamy. I to mnie po powrocie uderzyło ogromnie. Polacy są zabiegani, są naburmuszeni, smutni, wiecznie zmęczeni i potwornie marudzą. Z wszystkim jest problem. Byle pierdoła wystarczy, żeby się przejąć i narobić komuś pretensji. Kawiarnie są puste, za to puby pełne, ale weekendami. Z pubów ludzie wychodzą zalani, a na Bałkanach piją od rana i tak się nie dzieje. Taki reset jest nam potrzebny może, sama tak wczoraj zrobiłam, bo już się polskie problemy zaczęły. Poznań po powrocie podoba mi się nadal i wciąż jest mi bliski, choć to już inna więź. Poznań śmierdzi i jest mnóstwo nędzy na ulicach, więcej niż kiedykolwiek spotykałam. Uderzają mnie też rzeczy, które wcześniej aż tak mi nie wadziły - mieszkam tak cholernie daleko od centrum, a na moim osiedlu nie ma NIC. Są sklepy, w których nie ma nawet żadnego wegańskiego jedzenia. Jest jeden park. Boisko. Tyle. Żeby włączyć się w jakieś życie społeczne, muszę spędzić godzinę w autobusie i tramwaju. Przeszkadza mi też mieszkanie z matką. Choruje i nie wydoli sama finansowo, ale nie mogę, po prostu nie mogę już tego znieść. I to nie jest niczyja wina, ale ona nadal traktuje mnie jak dziecko. "Weź parasol", "ten sweter jest jeszcze mokry" itd. Nie mogę. Czas na zmiany. Spotkałam się też w zeszłym tygodniu z Magdą. Obu nam trudno się zaklimatyzować, a najbardziej dziwi nas to, że w gruncie rzeczy nasza wielka bałkańska przygoda nikogo nie interesuje. Okej, trochę, czasem grzecznościowo, ale naprawdę nie. I akurat obie czytałyśmy "Niewiedzę" Kundery, w której pojawia się wątek powrotu do kraju, co prawda po latach, ale dla nas teraz był nasz Wielki Powrót. Irena zamierzała wrócić z Francji do Czechosłowacji i jej francuscy znajomi ją ku temu popychali, właściwie traktowali ją, jakby już zniknęła. A w Czechosłowacji ludzie, którzy nie widzieli jej latami nie rozmawiali z nią o tym, co w tym czasie działo się w jej życiu albo jak się czuje będąc na powrót tu. Owszem, opowiadali, co działo się u nich, co działo się w kraju, wracali do czasów sprzed jej wyjazdu, bo pewnie wydawało im się, że to ich na nowo zespoli. A ona bardzo chciała, żeby ktoś powiedział "opowiedz". Jak Odys, który wrócił do Itaki. I owszem, padają jakieś pytania, ale to wszystko jest mimochodem, przy okazji. Z drugiej strony organizowanie nam specjalnego pokazu zdjęć i wykładu byłoby również idiotyczne przecież. Bo faktycznie - co to kogo obchodzi? Doświadczenie, które jest twoje i którego nikt z tobą nie dzieli, jest nieprzekazywalne. Teraz już to wiemy. 
Za Osijek trochę tęsknię, pewnie zacznę bardziej. Tęsknię za tamtym spokojem, za klimatem wiecznej niedzieli, za ludźmi stamtąd i ludźmi, których tam poznałam, a których też już tam nie ma, za językiem, za kulturą, trochę czasem przaśną, za swobodą, za moim buddy. 
Ale bilans oczywiście jest na plus.
Straciłam:
- trochę złudzeń ;)
- 5 kg na skutek niedostępności wegańskiego jadła i na skutek rzutu choroby
- trochę nerwów na skutek rzutu choroby i nieporozumień z lubym
- i lubego prawie, choć tu się jeszcze wszystko waży
- wiosnę w Poznaniu 
- sporo pieniędzy
Zyskałam:
- nową perspektywę
- lepszy poziom angielskiego
- i jakikolwiek chorwackiego
- możliwość poznania różnych kultur
- i wizyt w różnych miejscach (Osijek, Budapeszt, Belgrad, Nowy Sad, Vukovar, Lublana, Triest, Sarajewo, Mostar, Split, Sibenik, Biograd na moru)
- znajomych z Erasmusa
- i znajomą ponad Erasmusem, jak przeczuwam ;)
- rozeznanie, co mi się w moim życiu poznańskim podoba, a co nie
- okazję do bałkańskiego tripa vanem z przyjaciółmi
- wspomnienia
- pewność siebie

Będzie mi brakować mojego Osijek i Bałkan całych pewnie jeszcze długo, możliwe, że zawsze. Są ciekawe, multikulturowe, przaśne, kolorowe, dzikie, zaskakujące, pełne uśmiechniętych ludzi. Będą kojarzyły mi się z zapachem pieczywa, kawy i lawendy.

A wszystkim, którzy te zapiski śledzili dziękuję za zainteresowanie, mam nadzieję, że lektura była albo chociaż bywała smaczna ;) Vidimo se!


1 komentarz:

  1. /Poznań śmierdzi i jest mnóstwo nędzy na ulicach.../

    Kilka lat temu byłem w Wałbrzychu i zza szyby samochodu zobaczyłem dzielnice biedy.
    Miałem wrażenie, że cofnąłem się do dziewiętnastego wieku - obrazy z Lalki Prusa.
    Ta nędza, którą opisałaś, to nędza technologiczna - przyjdzie czas, że wszystkich zaczipują, a wtedy trudno będzie żyć poza systemem...

    OdpowiedzUsuń