7/05/2018

road trip #1 - Osijek, Tuzla

Od soboty wieczór jestem już w domu, w Polsce. Dziwne są te pierwsze dni, ale o tym innym razem. Dziś pora zacząć opisywanie naszych wspólnych przygód i wrażeń - wspólnych, bo pod koniec mojego pobytu w Osijek odwiedzili mnie przyjaciele z Polski. Przyjechali z Poznania 30-letnim vanem, co zajęło im 18 godzin, ale wycieczkę mieli ponoć fajną.
Kiedy już dotarli w nocy z wtorku na środę, a ja otworzyłam im drzwi, bo w oczekiwaniu na nich oglądałam przypadkowe filmy, Mirek powiedział:
- O k****, jak tu daleko!
Kolejne dwa dni spędziliśmy już razem. Pierwszego pokazywałam im Osijek, 
drugi praktycznie cały spędziliśmy na basenie - Kopika wreszcie została otwarta, więc 3 baseny i zjeżdżalnie były do naszej dyspozycji. 
Był z nami Petar - to było ostatnie spotkanie z moim buddy, wręczyliśmy sobie pożegnalne prezenty: ja dostałam wino i koszulkę z chorwackim motywem, on toruńskie pierniki, krówki i Soplicę. Po basenie udało nam się upolować w Osijek wegańską pizzę (!), a potem było wielkie pakowanie, a w reszcie miasta wielkie kibicowanie, bo Chorwacji całkiem nieźle szło (czy nawet nadal idzie) na mundialu. Kibiców pełne ulice.
Kolejnego dnia wstaliśmy wcześnie, uszykowaliśmy kanapsy na drogę i zamknęłam drzwi mojego domu w Osijek na zawsze (zapominając oczywiście kilku rzeczy). Ruszyliśmy do Tuzli, bo tam miał dołączyć do nas mój luby. Zgarnęliśmy go jakieś 4 godziny później, a w samej Tuzli zatrzymaliśmy się na krótko, głównie po to, żeby coś zjeść. Miasta (podobnego wielkością do Osijek) nie eksplorowaliśmy, bo pogoda się zepsuła, a i nie zależało nam szczególnie. Byliśmy właściwie tylko na jednym placu w Tuzli, gdzie mieściły się niezbyt urokliwe kawiarnie i restauracje, 
 za to zachwycił nas obiad, jaki nam w jednej z nich podano - miła pani skomponowała specjalnie dla nas pełne talerze wegańskich przysmaków.
Najedzeni ruszyliśmy dalej przez deszczową Bośnię. Następne na trasie było moje ukochane Sarajewo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz